Dawniej w każdym szanującym się domu obowiązkową pozycją zimowych przetworów były śliwki w occie. Jednak rzesze dietetyków, grzmiące mocnym głosem o zgubnym wpływie octu na nasze zdrowie, skutecznie osłabiły chęć robienia tego specjału. Sporo w tym przesady! Nie będziemy jeść śliwek w occie ponad miarę. Stanowią one przecież tylko wyrafinowany dodatek do innych potraw, szczególnie mięsnych. Dajmy więc się skusić.
Najlepszym gatunkiem śliwek do octu są węgierki. Muszą być twarde (nie do końca dojrzałe), dlatego trzeba się śpieszyć. Możemy robić je w całości albo krojone na połówki. U mnie w tym roku zdarzają się „nadziewane”, więc postanowiłam zrobić połówki, żeby uniknąć mięsnej wkładki w postaci robaczka.
Sposób przygotowania:
Opłukane i osuszone śliwki nakłuć widelcem, jeśli chcemy śliwki mieć w całości, lub pokroić na połówki i wyjąć pestki. Z podanych wyżej składników ugotować zalewę, zalać gorącą zalewą owoce i pozostawić do następnego dnia. Wtedy śliwki odcedzić, znów zagotować zalewę i zalać nią owoce. Trzeciego dnia powtórzyć odsączanie, gotowanie i zalewanie. Ostudzić, śliwki zapakować do słoików i odstawić w chłodne miejsce. Z podanej porcji wychodzi 8 słoików po majonezie 400 g.
Tak przygotowane śliwki najlepiej smakują jako dodatek do mięs, ale możemy tworzyć także inne fantazje kulinarne, np. połówek użyć do przekąskowych koreczków.
Komentarze: